Brytyjski chirurg i bakteriolog, Mark Spiegelman, z University College London o swoim pomyśle położenia kresu istnieniu niebezpiecznych, lekoopornych szczepów gronkowca (MRSA) za pomocą jogurtu. Pytanie: Proponuje Pan, żeby chirurdzy przed operacją moczyli ręce w roztworach pożytecznych szczepów bakterii, jak np. tych z jogurtu. Co jest złego w klasycznej dezynfekcji? Spigelman: Nic. Antyseptyczne mydło jest naszą najlepszą bronią w walce z bakteriami. Ale jeśli jako chirurg robię to przez cały dzień, to na koniec, po ostatniej operacji, wszystkie normalne, pożyteczne bakterie na skórze moich rąk są zabite. To dopiero stwarza możliwości do zasiedlenia tej przestrzeni przez obrzydliwe zarazki. Pytanie: Więc teraz chciałby Pan, żeby te puste miejsca na rękach były pokryte grzecznymi bakteriami? Spigelman: Właśnie tak. Bo bakterie zazwyczaj nie mogą rozwijać się jedne na drugich. Dlatego, obecność nieszkodliwych bakterii z pewnością utrudniłaby niebezpiecznym MRSA zasiedlanie skóry. Pytanie: Czy przetestował Pan już swój pomysł? Spigelman: Nie, najpierw chciałem dać impuls do dyskusji. Istnieje pilna potrzeba zastanowienia się na tym, co robimy, próbując zabić MRSA antybiotykami i środkami dezynfekującymi. W ten sposób sprzyjamy rozwojowi nowych szczepów, którym łatwiej będzie przeżyć. Stają się odporne na wszystko, zmieniają się; w tym są naprawdę świetne! My natomiast nadal stawiamy na dezynfekcję, czyli technikę, która pochodzi z czasów sprzed antybiotyków. Nie zmieniliśmy niczego, odkąd MRSA zaczął nas atakować przed około 40 laty. Pytanie: W każdym razie, na rynek trafiają coraz bardziej przemyślne antybiotyki... Spigelman:...które pomagają przez ok. 18 miesięcy, a potem bakterie się na nie uodparniają! To, o co powinniśmy się starać, to utworzenie szpitali wolnych od antybiotyków.